Najlepsze dowcipy

Wigilię spędziłem na chirurgii urazowej. Nawet fajnie było. Tylko pierogów nie pojadłem, ale barszcz przez słomkę był zacnościowy. A wszystko przez te prezenty pod choinkę. Siedzę sobie, czytam gazetę, a żona, jak każda kobieta, gdy czyta się gazetę, znowu zadaje pytanie: - Co mi kupisz pod choinkę? - Świeczkę zapachową - odpowiedziałem zgodnie z prawdą, przeglądając właśnie kolumnę ze sportem. - Aha... A co ty byś chciał? - żona drążyła temat. - Ciebie, zapakowaną tylko w kokardę - odpowiedziałem na odczepnego, bo w sumie, czego ja mógłbym od niej chcieć... Chyba tylko tego, żeby znowu mi nie zaczęła jęczeć nad głową. - No wiesz!? Prezenty powinny być podobnej wartości - burknęła obruszona. - To dorzuć jeszcze dwie dychy. No i film mi się urwał, ale święta naprawdę były fajne. W końcu raz miałem święty spokój.

14:49:06 | Facet chce się bozbyć kota wywozi go 4 ulice dalej .Przychodzi do domu a kot siedzi na wersalce . Wywozi go 14:49:06 | dalej . Ale kot znowu wrócił ! Facet wywiózł go za miasto . Po chwili dzwoni do domu do żony i mówi : 14:49:06 | -Jest z tobą kot 14:49:06 | na to żona 14:49:06 | -Jest , a co ? 14:49:06 | -Daj go do telefonu bo się zgubiłem

Kumpel do kumpla: - Wygrałem milion złotych w totka! - Gratulacje! A co na to twoja żona? - Odebrało jej mowę! - Zazdroszczę ci. Tyle szczęścia na raz...

- Panie Premierze, jest problem. Według sondażu Polakom żyje się dobrze i są bardzo zadowoleni... - To świetnie! A problem? - Sondaż przeprowadzono w Wielkiej Brytanii...

- Gdybyśmy przed baranem postawili wiadra: z wodą i z alkoholem, to czego się napije baran? - pyta prelegent usiłujący różnymi przykładami przekonać słuchaczy, że picie alkoholu jest szkodliwe. - Wody! - odkrzykują słuchacze. - Tak! A dlaczego?! - Bo baran!

Doktorant, doktor i profesor psychologii złapali złotą rybkę, która obiecała spełnić po jednym ich życzeniu w zamian za wolność. Doktorant: - Chcę być na Bahama i jeździć superszybką łodzią z fantastyczną dziewczyną bez stanika. Puff! Zniknął. Doktor: - Chcę być na Hawajach otoczony tancerkami hula. Puff! Zniknął. Profesor: - Ci dwaj mają być w laboratorium po lunchu...

- Otwierać! Policja! - Nie zamawialiśmy policji, tylko prostytutki! - Ale to sąsiedzi nas wzywali! - Sąsiedzi wzywali, to niech sąsiedzi ruchają!!

Pojechał reporter radiowy w góry zrobić wywiad z którymś, z tamtejszych mieszkańców. Patrzy, siedzi taki dziadziuś sobie i wypasa owieczki. Podchodzi i pyta: - Baco, opowiedzcie jakieś tragiczne zdarzenie ze swojego życia. - Oj było cusik takiego Panocku. Zagubiła się łowiecka w Tatrach. Jo jej sukoł, brat mój sukoł, sąsiad sukoł... jak ją znaleźlimy to ją wscycy wydupcyliśmy... - Baco, baco ale to coś takiego tragicznego miało być. - Oj teroz jus wim. Kiedyś zagubiła się turystka w Tatrach. Jo jej sukoł, ociec mój sukoł, śwagier mój sukoł... jak my ją znależli tośmy ją wsyscy wydupcyli... - Ależ Baco, to miała być jakaś taka naprawdę tragiczna opowieść. - Oj teroz to jus mi się psypomniała taka jedno wielka tragedia. Żem się kiedyś zagubił w Tatrach...

Szczęście jest wtedy, gdy wszyscy ci zazdroszczą, a nie mogą ci zaszkodzić.

Na wykładach, starszy już profesor mówi do studentów: - Za moich czasów nieobecność na zajęciach mogła być usprawiedliwiona tylko w dwóch przypadkach: gdy umarł ktoś z rodziny lub choroba udokumentowana zwolnieniem lekarskim. Z końca sali dobiega głos: - Panie profesorze, a jeżeli ktoś jest skrajnie wyczerpany seksem?! Cała sala wybucha śmiechem, a profesor po krótkim namyśle mówi: - W twoim przypadku, to możesz po prostu pisać druga ręką.